Gdybym zatopiła ostrze w ciele mężczyzny, ten jego wilczur by mnie zaatakował, a z nim nie byłoby wcale tak łatwo. W żadnym wypadku nie miałam ochoty zabijać, ale zrobiłabym to w ostateczności. Mogłam zaryzykować i mieć głupią nadzieję, że mężczyzna sam mnie nie ukatrupi. Mogłam go zabić, ale potem najprawdopodobniej być rozszarpaną przez psisko. Ta pierwsza wersja jakoś bardziej mi się podobała. Opuściłam lekko miecz i cofnęłam się o parę kroków. Przez twarz Aarona przebiegł cień uśmiechu.
- Muszę mieć pewność, że ty mnie nie zabijesz - powiedziałam, marszcząc brwi.
- Pewności nigdy nie ma. - zaśmiał się krótko. - Różne są okoliczności. Ale nie, na razie nie mam takiego zamiaru.
Naszą konwersację przerwały dochodzące z oddali krzyki. Oboje spojrzeliśmy w stronę źródła nawoływań. Zaraz dołączyło szczekanie psów i tętent końskich kopyt. Pewnie polowanie. Niezbyt chciałam być tu zauważona, dlatego nie czekając na cokolwiek, puściłam się biegiem przed siebie. Po około czterdziestu metrach zatrzymałam się i wdrapałam na drzewo - wysoko, aby mnie nie zauważono. Aaron również się zbliżył, ale zatrzymał się pod drzewem.
- Chodźże tu! - syknęłam, robiąc miejsce na gałęzi. - Kto wie, kim są ci łowcy? Może będą chcieli cię zabić? - podałam mu dłoń.
Aaron? Skorzystasz, nie skorzystasz? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz