sobota, 23 kwietnia 2016

Od Nicolas'a

Był to jeden z tych pięknych dni, kiedy to przyszło mi służyć jako ochroniarz księżniczki. Zdążyłem już ją nieco poznać, o ile można tak nazwać widywanie córki króla w pałacu, w którym się pracowało, wymieniając krótkie "dzień dobry" czy coś w tym stylu. Jednak to wystarczyło, by zauważyć, że niezbyt przepadała za obstawą. Za każdym razem próbowała się jakoś zmyć, uciec od tego wszystkiego. Rzadko kiedy pozwalano jej opuszczać mury zamku, toteż często zdarzało jej się chodzić złą. Tak też było wczoraj, kiedy to towarzyszył jej sir Edwin. Chciałem jakoś poprawić jej humor, bo chyba żaden dobry rycerz nie chce, żeby jego księżniczka miała zły humor. Do głowy wpadł mi pewien ryzykowny pomysł. Dlaczego ryzykowny? Król, co wcale by mnie nie zdziwiło, normalnie nie zgodziłby się na coś takiego. Trochę po śniadaniu, gdy wszystko było już gotowe, ruszyłem po lady Adelaide. Gdy ją spotkałem, ukłoniłem się lekko, wyrażając tym samym szacunek do jej osoby. Ta przewróciła oczami, wzdychając cicho. Zaczęliśmy iść zamkowym korytarzem.
- A więc, dzisiaj to ty będziesz za mną łazić...?- spytała, jakby od niechcenia.
- Zgadza się, milady. Taka jest moja praca i obowiązek- odpowiedziałem.
- Zupełnie nie rozumiem mojego ojca. Równie dobrze poradziłabym sobie i bez tego wszystkiego- mruknęła.
- To z troski o panią. Po stracie królowej, starał się jak tylko mógł, żeby księżniczkę dobrze wychować. Tak przynajmniej słyszałem od mojego ojca, a mój ojciec nigdy nie kłamie- spojrzałem na nią kątem oka, ale ta tylko milczała.
Wyszliśmy do królewskich ogrodów, które od dzieciaka mi się podobały. Czasami ojciec, gdy mnie szkolił, z daleka mi je pokazywał. Jednak z bliska wyglądały jeszcze piękniej. Kilka służek zawzięcie podlewało kwiaty. Przez chwilę się wahałem, czy oby na pewno to dobry pomysł, ale kto nie ryzykuje ten się nie bawi. Rozejrzałem się tylko, czy oby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Damę siedząco obok mnie najwyraźniej zdziwiło i zaciekawiło moje zachowanie.
- Księżniczko...- zacząłem cicho.
- Coś się stało...?- spytała, z nadal wyczuwalną wczorajszą wrogością.
- Chciałabyś się wybrać na małą przejażdżkę poza mury zamku...?- spytałem na tyle cicho, aby tylko ona mnie usłyszała- Tylko musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Nie chciałbym ściągnąć na siebie kłopotów- wyszeptałem, a gdy jedna ze służek spojrzała w naszą stronę, uśmiechnąłem się do niej jak gdyby nigdy nic.

<Adelaide co ty na to?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz