sobota, 23 kwietnia 2016

Od Flo

Gdy wchodzę do kuchni, widzę Maybel dokańczającą śniadanie. Zdaje się nie zwracać na mnie  uwagi, więc zostawiam ją w spokoju. Zresztą ja sama nie mam ochoty na rozmowę, jak zawsze. May jest o tyle miła, że to szanuje i nie zasypuje mnie górą pytań od samego rana. Biorę jabłko z koszyka postawionego na środku stołu.
- Komu zwinęłaś? – pytam bez wyrazu w głosie.
- Ogrodnikowi, z tamtego sadu pod lasem. – odpowiada krótko i przełyka kęs soczystego owocu. Ja sama biorę jeszcze ze trzy do torby i wychodzę na zewnątrz. Pogoda jest, o dziwo, nienaganna: słońce praży, a na niebie nie ma ani jednej chmury, chociażby najbielszej. Chowam mój miecz, tak na wszelki wypadek, i podążam w stronę miasta. Gdy docieram, z irytacją zauważam, że dzisiaj jest tu zdecydowanie za dużo ludzi, a ja nie mam ochoty na żadne konfrontacje. Obieram więc kierunek lasu i po paru minutach docieram na jego skraj. Idę powolnym krokiem przez ścieżkę, wlepiając wzrok w ziemię. Wzdycham ciężko, znowu rozmyślając o całym swoim życiu. Jakie ono jest denne. Nic się nie wydarzyło, oprócz samych nieszczęść. Tylko Maybel powstrzymuje mnie jeszcze przed myślami samobójczymi. Po jakimś czasie czuję czyjś wzrok na sobie, a potem trzask gałązki. Obracam się gwałtownie, lecz bez słowa, i wyjmuję miecz. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu chociaż drobnego ruchu, ale potencjalny napastnik najwidoczniej jest świetny w maskowaniu. Przymrużam oczy z niepokojem, obracając się z coraz większą paniką. Kimkolwiek jesteś, nie zadzieraj ze mną, myślę. Najlepiej zostaw mnie w spokoju. Jestem w podłym nastroju, nie mam ochoty na walkę, więc z chęcią zakończę ją jak najszybciej, powtarzam w myślach. Na tym się kończy, bo w rzeczywistości nie wydaję z siebie ani pisku, aż do momentu, gdy dumny, wysoki mężczyzna żwawym krokiem podchodzi do mnie. Kieruję w jego stronę ostrze. Zostaw mnie, kimkolwiek jesteś, zostaw mnie!
- Kim jesteś? – tylko te dwa słowa uciekają z mojego gardła. Nie boję się go, tego jestem pewna, ale całkowicie mu nie ufam, ot co.


Aaron? Wiem, piękne opowiadanie :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz