Od paru godzin obserwowałam troje rycerzy przemierzając las na swoich koniach, wiedziałam, że rozprawiają o mnie, ale dalej pozostawałam w ukryciu. Ostatni, młodszy siedział na koniu pogrążony w myślach tak jakby odizolowywał się od tych oszczerstw na mój temat. Owszem zabijałam, ale to tak samo praca jak i ich. A poza tym nie zabiłam jeszcze nikogo, kto nie byłby tego wart. Moimi celami stawali się ludzie, którzy zasłużyli. Gwałcili, bili czy nawet pozbawiali kogoś jego własnej godności. Czy tacy ludzie zasługują na życie? Według króla najwidoczniej tak, bo gdziekolwiek się pojawię, tam i straż królewska. Zagapiłam się i stąpnęłam na gałązkę przez co konie się trochę spłoszyły. Moja praca wymagała cierpliwości, a ta w tej chwili chyba mi się wyczerpywała, jak długo można jeździć po lesie bez jakiegokolwiek celu. W końcu ku mojemu zdziwieniu się zatrzymali Ci starsi powiedzieli, że blondyn o imieniu Nicolas ma zostać nad rzeką, a oni będą obserwować teren. Wyczułam idealną okazję, akurat, gdy się schylał podeszłam do niego cicho i już miałam mu przystawić do ust dłoń żeby nie krzyczał, ale on najwidoczniej przewidział mój ruch, bo po chwili leżałam pod nim z przygwożdżonymi nadgarstkami. Gdy jednak zauważył, iż jestem przedstawicielką płci pięknej pomógł mi wstać i odparł.
- Wybacz mi, mialady, nie chciałem.- zbyłam go gestem dłoni i otrzepałam resztki piasku.
- Nie szkodzi. - mruknęłam i spojrzałam na niego badawczo. - Jak Ci na imię? - spytałam, bo przyznaję zaintrygował mnie ten młodzieniec, był zaskakująco przystojny. Ma zaskakująco niebieskie oczy, aż podchodzę bliżej, on lekko zdziwiony moją odwagą, przyglądam się im i ich przystojnemu właścicielowi, a potem gwałtownie go mijam podchodząc do brzegu rzeki przykucnęłam i zdjęłam skórzaną rękawiczkę bez palców i wsunęłam dłoń do wody, była lodowata, ale zmyła krew z rany, tak po drodze się lekko zacięłam o kolce cierni. Chłopak, a raczej mężczyzna podszedł do mnie i ujął moją skaleczoną dłoń, a potem wyjął zza paska kawałek materiału i przewiązał ją. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. - odparłam, a potem szybko wstałam, podeszłam do białego konia. Przyjrzałam się majestatycznemu ogierowi i pogładziłam go po pysku. - Piękny... - mruknęłam. - Jak ma na imię? - spytałam.
- Gallahad, a ja zwę się Nicolas. - odparł, a potem chyba bał się spytać jak ja się zwę, bo wiedział dobrze jak się nazywam, ale po pewnym czasie jednak się przełamał i wymamrotał. - A ty jak się zwiesz milady? - roześmiałam się delikatnie i odpowiedziałam.
- Mam na imię Skylar, nie mów mi per "milady", bo głupio się czuję. - uśmiechnęłam się, a na policzkach pojawiły mi się dołeczki.
Nick?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz